Szukałam Misji. Dzisiaj Siedzę z Dzieckiem w Domu.

Jak większość z nas, od dawna szukałam swojej wielkiej życiowej misji. Mojego powołania. Wiedziałam, że chcę zmieniać świat. Czuć się ważna, potrzebna. Spełniona.

To są przecież same dobre pragnienia. Dlatego, że to pragnienia, które sam Bóg wkłada w nasze serca. Jesteśmy stworzone do tego, żeby działać, zmieniać rzeczywistość dookoła nas; żeby korzystać z talentów i potencjału, którymi On nas obdarował. Każda z nas jest inna. Każda ma inne zainteresowania, aspiracje i umiejętności. Ale wszystkie są ważne i potrzebne. Ja zawsze wiedziałam, że chcę i że powinnam wykorzystywać moje talenty, żeby służyć Bogu.

Wiedziałam też, że mogę to robić na tysiąc różnych sposobów. Mogę być naukowcem i odkrywać leki na nieuleczalne choroby. Mogę mieć własną firmę i być przykładem dla swoich pracowników.

mąż w złym humorzeMogę być blogerką, misjonarką albo wziętym mówcą i opowiadać innym o Bogu. Mogę być sprzedawczynią w sklepie, piosenkarką, krawcową, kierowcą TIRa – i wykonywać te wszystkie zawody z pasją i oddaniem, będąc świadectwem dla wszystkich, którzy mają ze mną kontakt.

To było dla mnie zawsze oczywiste.

To co się zmieniło?

Przeczytaj dalszą część tego ważnego dla mnie tesktu na portalu Deon.pl 


3 myśli w temacie “Szukałam Misji. Dzisiaj Siedzę z Dzieckiem w Domu.

  1. Podziwiam Cie za taką postawę…jestem w ciąży, ktora jako ‚zagrozona’ uniemożliwiła mi dzielenie pasji i służby ewangelizacyjnej razem z mężem…ja zostaję w domu gdy on wyjeżdża na kolejne ‚ewangelizacje’, bo to służba, ciężka ale piękna …i łapie sie na tym ze mu zazdroszczę, że wolałabym byc tam, z ludźmi, działać, ku ‚dobremu’ …i ciężko mi przyjąć że to teraz dziecko ma być misją dla mnie, bardzo Cie podziwiam że udało Ci się ułożyć właściwie priorytety…

  2. Ja swojego męża traktuję dokładnie tak jak on mnie, czyli źle, albo niezbyt dobrze. Czyli ozięble i bez miłości, bez czułości. to, że mnie najpierw zmusił do usunięcia ciąży, potem się mścił na różne sposoby, bo chciałam od niego odejść, a na koniec, kiedy sprzedałam nasze mieszkanie, uratowałam nas od komornika i od długów (bo kiedy poszłam do pracy, to mój mąż stwierdził, że sama mam sobie płacić za mieszkanie, skoro jest moje, mimo, że nadal w nim mieszkał i z niego korzystał etc.), oraz nowe mieszkanie, na które nie musiał wziąć ani 1 zł kredytu, ustanowiłam go współwłaścicielem, żeby nie czuł się gorszy czy wykluczony (bo podobno tak się wcześniej czuł na poprzednim mieszkaniu, które przepisała mi moja babcia ), to mnie pobił, podczas kłótni, bo mu argumentów już słownych zabrakło. I wiesz co przestań pieprzyć i „tworzyć” tego typu teksty, bo się słabo robi od takich bredni. I żeby nie było, że jestem jakimś tragicznym przypadkiem, odosobnionym w społeczeństwie. Nie, nie jestem. Takich kobiet, z podobnymi, albo jeszcze gorszymi doświadczeniami małżeńskimi, jest w tym kraju bardzo wiele. I wbrew, temu co sobie zapewne zaraz pomyślisz, nie zasłużyłam sobie NICZYM na tego typu traktowanie. No, chyba, że tym, że całe życie byłam za DOBRĄ żoną, dla tego psychopaty. Innym powodów nie widzę. Chciałam kochać i być kochana. Mieć dom, męża, dzieci i nic mi więcej do szczęścia w zasadzie nie było potrzebne. Studia skończyłam bardziej dla satysfakcji własnej, niż dla robienia kariery zawodowej, bo do tej pory, a mam blisko 40 lat jej nie zrobiłam. Za to zrobiłam karierę jako wielodzietna matka. Mam mimo niechęci mojego męża, 4 super fajnych i jednocześnie super wymagających dzieci. I to jedyna rzecz jakiej nie żałuję w związku ze swoim mężem. Dziękuję za uwagę.

Dodaj komentarz